„Hej Bieszczady, hej Bieszczady…”
By oderwać uczniów choć na moment od czerwcowych zmagań, nauczyciele Szkoły Podstawowej nr 1 w Lubomierzu postanowili porwać swoich podopiecznych chociaż na kilka chwil w ustronne miejsce, by naładowali akumulatory przed czekającymi ich szkolnymi wyzwaniami. 5 czerwca, grupa 43 uczniów wraz z opiekunami wyruszyła do najdalej wysuniętego skrawka Polski na wschód, aby poznać Bieszczady.
Podróż przebiegła gładko. Z każda godziną oddalaliśmy się od znajomych nam krajobrazów, podziwiając zmieniające się wokół nas otoczenie. Przewodnik który bardzo profesjonalnie opiekował się naszą grupą, pokazał nam wiele interesujących miejsc po drodze do Polańczyka, gdzie mieliśmy zorganizowany nocleg. Zwiedzanie Kościoła Bernardynów w Dukli z 1731 roku, było pierwszym dłuższym przystankiem na trasie naszej wycieczki. Kolejnym punktem były odwiedziny Klasztoru Sióstr Nazaretanek w Komańczy, gdzie w okresie od 29 października 1955 r. do 28 października 1956 w klasztorze internowany był prymas Stefan Wyszyński.
Około godziny 17 dotarliśmy do celu. Polańczyk to urokliwe, letniskowe miasteczko, malowniczo wtulone w bieszczadzkie stoki.
Po zameldowaniu i obiadokolacji wyruszyliśmy na krótki spacer. Dotarliśmy na wzniesienie, z którego rozpościerał się piękny widok rodem z pocztówek zachęcających turystów do przyjazdu w tę malowniczą okolicę. Ciesząc oczy pięknem przyrody ruszyliśmy w drogę powrotną, bo już czekano na nas z przygotowanym ogniskiem.
Drugi dzień przeznaczony był na wyjście w wyższe partie gór. Połonina Wetlińska – to był nasz cel. Tutaj z dala od gwaru ulic i wszechobecnego hałasu cieszyliśmy się niemal dzwoniącą w uszach ciszą, wiatrem we włosach i słońcem. Podejście do schroniska na Połoninie nie było strome. Nie było więc możliwości przeforsowania się. Tempo narzucone przez przewodnika, pozwalało na marsz bez zadyszki. Można też było robić krótkie postoje i do woli chłonąć piękno bieszczadzkiej przyrody.
Trzeci dzień, to przejście przez zaporę w Solinie i rejs stateczkiem wycieczkowym po jeziorze. Wygodnie usadowieni na dwóch poziomach, obserwowaliśmy z całkiem bliska mocno zalesione stoki gór, ostro wcinające się w taflę jeziora. Ukołysani ruchem fal i bieszczadzkimi melodiami puszczanymi z pokładowych głośników, wpadliśmy w zadumę a niektórzy nawet w lekką drzemkę.
Ostatnim punktem naszej wycieczki był spacer uliczkami Sanoka i wizyta w prawdziwej cerkwi prawosławnej. Spacer był dość długi więc posililiśmy się w McDonaldzie i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Kilkudniowe wspólne wyjazdy niosą ze sobą mnóstwo korzyści. Nie tylko służą poznaniu ciekawych miejsc i naładowaniu akumulatorów. Pomagają przede wszystkim w integracji grupy i w zacieśnieniu więzi między rówieśnikami z którymi często tylko mijamy się obojętnie na szkolnych korytarzach. Dzieląc się wspólnymi wrażeniami, radośni, pełni energii i miłych wspomnień pożegnaliśmy się z zielonymi stokami Bieszczad i ruszyliśmy do domu – do ukochanego Lubomierza.
red. Katarzyna Murzańska